środa, 29 października 2014

"Food Porn" i inne zjawiska pogodowe

Gdybym pisała zwyczajnego posta, we wstępie zapytałabym, czy miewacie dni, kiedy potrzebujecie spokoju, snu i... cukru. Następnie wtrąciłabym wątek o tym, że po szkole czuję się jak śmietana, taka rozmumlona (?), ropleplana (???) i ogólnie taka bleee... (???). 
To normalne, że człowiek po wysiłku psychicznym ma ochotę zatopić się w kołdrze, wziąć coś dobrego do jedzenia, zamienić się w burrito i już na zawsze nim pozostać. No, może do dwudziestej pierwszej, bo wtedy już trzeba zrobić to zadanie, które tak radośnie spogląda do nas ze szkolnego plecaka. 
Zatrzymajmy się jednak przy punkcie drugim, a mianowicie- jedzeniu. Jedzenie ekscytuje, jedzenie cieszy. Udowodniono, że przyglądając się smakowitej potrawie, do naszego mózgu dociera informacja: "Chcę to zjeść." I to nie byle jaki komunikat- napisany jest grubą czcionką, prawdopodobnie Verdaną rozmiar cztery. I co ma nasz biedny organizm począć? Popłakać się? Nie! On woooła, krzyyyczy, tłuuucze, aż w końcu sięgniesz po coś z lodówki. Plotki mówią, że to właśnie dlatego tyjemy. 


Ciekawym przykładem jest również określenie, które ukształtowało się dosyć niedawno. Tak zwany "Food porn", czyli zmysłowe zdjęcia żywności, która aż ocieka seksem, keksem, majerankiem i cebulką, robi furorę na każdym portalu społecznościowym. Chodzi o to, że niektóre potrawy wzbudzają w nas pewne emocje, a to oznacza, ze albo pięknie pachną, albo cudownie wyglądają. Powstają fanpejdże na Facebooku, na Instagramie tworzą się #hasztagi, a w brzuchach odbiorców zaczyna gotować się woda na kluski.
Jest jednak pewien problem- żołądek nie ma nic wspólnego z odczuwaniem głodu! Kiedy badacze Cannon i Washburn postanowili sprawdzić, co wywołuje głód, wpadli na niezwykły pomysł. Podobno połknęli balony, które miały stykać się z "receptorami" żołądka, dając mózgowi znak, że jest najedzony. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie doświadczenie w 1938, które dowiodło, ze nawet po wyjęciu żołądka, badany wciąż odczuwa głód.
Dziś jednak wiemy, że dzieje się to dzięki (uwaga, trudna nazwa) hormonom oreksygenicznym, które mają za zadanie pobudzać apetyt. A więc wszystko dzieje się na górze, a nie na dole.

Jedzenie jest dla nas jak benzyna dla samochodu, które w przeciwieństwie do nas nie magazynuje jej dla przyjemności. Ludzie mają wolną wolę, moralne hamulce i koła, które jeżdżą  do jakiej lodówki zapragną. Gdybyśmy byli maszynami, nie powstałaby kulinaria, przyprawy i talent Gordona Ramsay'a, dlatego cieszmy się z naszych kubków smakowych i jedzmy tyle, ile chcemy. ALE Z GŁOWĄ

Ten post jest wprowadzeniem do działu: "Lukrecja gotuje". Zawsze lubiłam eksperymentować w kuchni, ale ciągłe porażki zniechęcały mnie do dalszej pracy. Nie chcę się chwalić, ale kiedyś zrobiłam kisiel na mleku, spaliłam czipsy jabłkowe i mnóstwo kotletów. Dzisiaj jednak postawiłam sobie cel: NIE PODDAWAJ SIĘ. Wciąż wierzę, że zostanę tajemniczym mistrzem kuchni, a moje naleśniki z obu stron będą idealne jak cery modelek w reklamach telewizyjnych. 
To wszystko na dzisiaj :)

Czy potraficie powstrzymać się od słodkości? ;)




5 komentarzy:

  1. Czeeść! Ja oczywiście z twittera C:
    Weszłam na Twojego bloga i moje pierwsze wrażenie to oczywiście wygląd. Uroczy, konkretny, moje kolorki, w każdym razie - zachęcający. :3
    Rzuciłam się na pierwszego lepszego posta i bardzo spodobał mi się Twój styl pisania. Taki leciutki, z humorem. Przeczytałam wszystko co znalazłam na blogu i zamierzam czytać wszystko co dopiero się tu znajdzie. Powodzenia życzę i wytrwałości, mam nadzieję że będziesz informować na swoim twitterze o nowych postach. :3 Jeszcze raz powodzonka i weny.~

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie się to wszystko czyta, a co najważniejsze (przynajmniej jak dla mnie) - czytając nie odbiega się myślami od zapodanego przez Ciebie tematu, kolor skarpetek nie staje się najbardziej fascynującym zagadnieniem na ten moment.
    Moja wiedza odnośnie odczuwania głody kończyła się na informacji o tym, że mózg często myli głód z pragnieniem. Ten post rozjaśnił trochę moje myślenie na ten temat. ;)
    Najbardziej zaintrygowało mnie badanie z 1938r. - interesuję się trochę historią i przez zboczenie zawodowe wszystko łączę z faktami historycznymi. Mam szczerą nadzieję, że eksperyment nie miał żadnego powiązania z działaniami nazistów.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny post! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że badany był szczurem ;) znalazłam w sieci tylko dwa krótkie zdania na temat tego doświadczenia i dopiero teraz dostrzegłam w tym krótkim tekściku słówko "rat". Przepraszam za wprowadzenie w błąd. Z drugiej strony myślę, że pewien Doktor byłby w stanie coś takiego zrobić, więc ingerencja nazistów nie jest wykluczona...
      Dziękuję za miły komentarz :)

      Usuń
  3. PS. Zapomniałam dodać, że ogromnie podoba mi się praca ustawiona jako profilówka. :>

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj mnie! :)