wtorek, 4 listopada 2014

Mruczkowy Pakt, czyli koty atakują

Krąży plotka, że pewne czworonogi chcą zawładnąć światem. Pragną zła, rozlewu krwi i bogactwa.
Koty. Mój nazywa się Misha Kot i jest prawie tak dziwna jak jej "nazwisko". O Miszkociałce można mówić latami, ponieważ wszystko zaczęło się od autobusu i sznurka, ale o tym w (mam nadzieję) przyszłym poście.
Na podstawie własnych spostrzeżeń postaram się opisać te jakże tajemnicze istoty.

Jak wiemy, koty posiadają ogonki, pyszczki, nóżki, brzuszki, plecki i inne części ciała, które kryją niecne plany snute gdzieś pomiędzy trzustką, a móżdżkiem. Mówi się, że to półtora kilograma zła w porywach do czterdziestu w okresie zimowym. Sama Miszkociałka przytyła dobre trzy kilo, więc wyobraźcie sobie kocie pokłady tłuszczu, które powstały w przeciągu kilku ostatnich miesięcy na całej planecie.
Dzisiejszy post nie powstałby, gdyby nie moje dziwaczne zwierzę. Nawet nie wie, że o niej pisze, ale kiedy dorwie się do laptopa i przeczyta, co o niej napisałam... ach. Może będzie na tyle łaskawa, że zostawi mi ręce, bym mogła usunąć posta po osobistych przeprosinach w formie beczki mokrej karmy.
Grudzień 2013 roku był dla Miszkociałki miesiącem nowych doświadczeń. Musiała pogodzić się z faktem, że jej przyjaciel odszedł, a do domu przyszedł następny. Pies rasy bokser o imieniu Figa wbiegł do domu, narobił na dywan i śmiertelnie przeraził biedną Miszkę, wypędzając ją na pierwsze piętro. Przysięgam- siedziała na łóżku siostry przez kilka godzin, trzęsła się jak galareta i wydawała dźwięki opóźnionego w rozwoju pelikana. Razem z mamą starałyśmy się przekonać ją do nowego domownika, ale za każdym razem wyrażała głośną dezaprobatę i skończyło się na kilku podrapanych przedramionach. Z biegiem czasu Miszkociałka przyzwyczajała się do Figusi, aż w końcu ją zdominowała. To straszne, że tak mały kot potrafi okiełznać dorosłego psa.

Powróćmy jednak do dnia, kiedy rodzice wrócili do domu z nowym domownikiem. Miszkociałka siedziała wtedy na podłodze i z zaciekawieniem przyglądała się światłom na suficie. Nagle otworzyły się drzwi, przez które wleciała brązowa kulka radości. Biało-czarny kot podskoczył, najeżył się jak nigdy wcześniej i pognał po schodach do pokoju siostry, w którym nie spodziewała się żadnego psa. Widząc jej wyraz pyszczka roześmiałam się, ale dziś znam prawdę, którą ona poznała w pierwszej chwili pobytu Figi w naszym domu.
Przewidziała, że pies jest demonem.
W jej oczach dostrzegłam obraz końca świata, tuzin wyrwanych drzewek, pięćdziesiąt siedem potarganych książek, osiemnaście zdechłych mysz, dwa tysiące przekleństw i siedemdziesiąt kilogramów wyleniałej sierści.
Miszkociałka nigdy wcześniej nie reagowała w taki sposób na większe zwierzęta. Zazwyczaj zachowywała spokój, odsuwała się na bezpieczną odległość i przyglądała się osobnikowi z zainteresowaniem. Wtedy jednak uciekła, aż się za nią kurzyło. To potwierdza moją tezę o rzekomych mocach, którymi władają koty.
Tak naprawdę nikt nie wie, o czym myślą. Jedno jest jednak pewne- one knują, knują i to intensywnie. Mają swoje niecne plany, o których nigdy się nie dowiemy.
Oczywiście dopóki ich nie zrealizują. 

Następnym tematem do rozważań jest pytanie: czy koty kochają ludzi? Zdaję sobie sprawę, że stąpam po cienkim lodzie wypowiadając się na ten temat, ponieważ wiem, że ludzie dzielą się na dwa typy: są kociarze i antykociarze. Ci pierwsi uważają, że koty są najlepszymi zwierzętami na świecie, a z kolei drudzy twierdzą, że pierwsi nie mają racji. Sama zaliczam się do niezależnej grupy pośredniej, która sądzi, że koty są dziwne i nigdy ich nie rozgryziemy.
Lecz uwaga. Wyobraźcie sobie sytuację, że jakimś magicznym sposobem stajecie się kilkakrotnie niżsi. Macie dziesięć centymetrów wzrostu, szalenie piskliwy głos i... kota. Niektórzy uważają, że w takiej sytuacji człowiek zostałby przez niego strawiony w zaskakująco szybkim tempie . Ci "niektórzy" to z zamiłowania psiarze bądź realiści. I co z tym fantem zrobić? Czy kot jest machiną pożerającą mniejsze zwierzęta od siebie? Czy mieszkają z nami tylko dlatego, że dajemy im jeść, zapewniamy ciepłe posłanie i bezpieczeństwo?
Należy wspomnieć, że te małe urwisy zostały udomowione około 8000 tysięcy lat temu, dlatego miały trochę czasu na zabawę z genotypem. Oprócz tego, zawarły z ludźmi przymierze, które lubię określać Mruczkowym Paktem. Polega on na tym, że wiedziemy z kotami symbiotyczne życie. One zapewniają nam ochronę przed szkodnikami, a my dajemy im schronienie i łatwo zdobywane pożywienie. Oboje czerpiemy z tego korzyść, więc dlaczego miałyby opuszczać nasze domostwa?
No to sprawy polityczne mamy za sobą.
Podsumowując: mamy z kotami wspólne interesy. Choć są słodkie, często zapominamy o ich ciemnej stronie, nad którą naukowcy powinni pracować i szlifować każde stwierdzenie, które uda się wysnuć z długotrwałych badań. Na chwilę obecną uważam, że być może koty pałają do nas jakimś uczuciem, a już szczególnie wtedy, kiedy otwieramy puszkę z mokrą karmą ;)


(Jedno musicie wiedzieć- kocham koty. Pomimo uczulenia, chętnie przytulam każdego, którego spotkam na drodze, a kiedy ktoś mi mówi, że ich nienawidzi, robię minę numer 312 i uciekam do Maroko. Moja wypowiedź przypomina  list gończy, ale uwierzcie mi, drodzy przyjaciele, w żaden sposób nie staram się ubliżyć kotom. Chciałabym rozgryźć ich tajemnicę i w końcu powiedzieć Miszkociałce, że znam jej sekret i nie musi już się ukrywać. Po tych słowach powinna odezwać się ludzkim głosem, ubrać melonik i wypić ze mną herbatkę. )

3 komentarze:

  1. Świetnie piszesz :) Ja osobiście za kotami nie przepadam, nasze drogi się nie pokryły i wolę żeby tak zostało. Mimo wszystko uważam je za jedne z najpiękniejszych i najsłodszych stworzeń.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czyta się z przyjemnością :3 sama mam kota i szczerze wierzę, że nie zeżre mnie, jak kiedyś umrę i nie dosypię suchej karmy :D poza tym, ma na imię Borys i jest kotką :P

    OdpowiedzUsuń
  3. bo kot jest tak naprawdę właścicielem człowieka a nie człowiek kota ;)

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj mnie! :)